21 listopada br. w Muzeum Borów Tucholskich dzieci i młodzież tucholskich szkół uczestniczyła w zajęciach edukacji regionalnej. Tematem było „darcie pierza” - dawno zapomniana tradycja, która przez lata, w długie zimowe wieczory gromadziła gospodynie przy wspólnej pracy, śpiewie, opowieściach, a nawet tańcach. Uczestnicy zajęć chociaż przez chwilę mogli przenieść się w czasie. Takie zajęcia to przypominanie tradycji. A jak to było kiedyś…
W Borach, tak jak na całym Pomorzu, w „okresie świętomarcińskim” panował zwyczaj bicia gęsi. Po oskubaniu opalano je z resztek pierza nad ogniskiem rozpalonym na podwórzu. W zależności od majętności gospodarstwa zabijano kilka lub kilkanaście sztuk dla pozyskania większej ilości zapasów na zimę, które przetwarzano na różne sposoby. Pieczołowicie przygotowywano okrasę „obonę” – soloną i przyprawioną cząbrem drobno posiekaną gęsinę (łącznie z kostkami), która w zimie używana była do kraszenia potraw (np. zupy z brukwi). Dorodne piersi wędzono. Tzw. półgęski przechowywano w komorze lub na strychu koło komina. Część mięsiwa solono i przechowywano w beczkach. Tłuszcz przetapiano na smalec. Z krwi gęsiej przyrządzano czerninę – czarną polewkę z dodatkiem brzadu (suszonych owoców – jabłek, wiśni, śliwek i gruszek). Nadwyżki z uboju – gęsi w całości i przetworzone domowym sposobem – przeznaczano na handel na targu w mieście. Z gęsiego pierza szykowano pierzyny i poduszki dla panien na wydaniu. W listopadowe wieczory kobiety wiejskie zbierały się w jednej z chat na tzw. darcie pierza inaczej zwane w zależności od regionu ,,wyskubkiem", ,,szkubaczką", „pierzanką” odbywało się najczęściej w jesienne i zimowe wieczory, wyłączając okres adwentowy. Śpiewano, snuto różne opowieści, których wysłuchiwały z wypiekami na twarzach dzieci kręcące się po izbie. Świat czarownic, demonów, wilkołaków i różnych straszków stawał się niezwykle realny. Nie obyło się przy tym bez figlów, które płatali młodzieńcy. Uciążliwą psotą było np. wpuszczenie wcześniej złapanych wron, które fruwając po izbie, roznosiły pierze po całej chałupie albo też robienie przeciungów (przewiewów). Wówczas izba przedstawiała obraz pobojowiska. Spotkania przy darciu pierza były okazją do wróżb, ale też do prezentacji swoich umiejętności kulinarnych. Poczęstunek kuchami i innymi domowymi wyrobami był nieodzownym elementem pierzawki. Wróżono z gęsich kości, przepowiadając pogodę na zimę. Jasne zapowiadały mroźną zimę, ciemne zaś – łagodną z małymi opadami śniegu. Dawniej nie było ,,prawdziwego" wesela bez okazałej wyprawy panny młodej składającej się z poduch, piernatów i pierzyn. Do wypełnienia tych wszystkich atrybutów zamążpójścia potrzebne było w dużej ilości pierze. Ale nim pierze zmieniło się w miękki puch wypełniający poduszki i pierzyny, gospodynie czekało z tym wiele pracy.
Na podstawie: M. Ollick Od Adwentu do Adwentu, Gdynia, Region 2009
Zdjęcia przesłane przez Marię Ollick, prezes Borowiackiego Towarzystwa Kultury