Publikujemy dziewiąty artykuł w ramach cyklu Kalendarium "Okno do wolności" (1918 - 1920) autorstwa dra Pawła Redlarskiego. Dotychczasowe teksty są dostępne na naszej stronie w zakładce "100-lecie powrotu do Polski - Tuchola 1920 - 2020".
W styczniu 1919 r. rozpoczęły się rozmowy pokojowe w Paryżu, mające za zadanie doprowadzić do zakończenia pierwszego światowego konfliktu. Głównym organem Konferencji pokojowej w Paryżu była Rada Najwyższa Głównych Mocarstw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych, którą tworzyli premierzy Wielkiej Brytanii, Francji, Stanów Zjednoczonych, Włoch i Japonii. Rada ta 22 stycznia 1919 r. powołała Komisję Międzysojuszniczą dla Zbadania Spraw Polskich, której głównym zadaniem było przekazywanie informacji nt. sytuacji w Polsce. Ośmiu przedstawicieli tej komisji 13 lutego 1919 r. przyjechało do Polski i do 28 marca 1919 r. badało stosunki panujące w odradzającym się państwie. Przewodniczącym delegacji był Joseph Noulens z Francji.
Pewien wpływ na podjęte przez komisję decyzje miał dr Leon Janta-Połczyński. Opisał to zarówno w swym pamiętniku, który w 2013 r. ukazał się drukiem (Maria z Komierowskich i Leon Janta-Połczyńscy, Pamiętniki, oprac. J. Szwankowski, W. Jastrzębski, Bydgoszcz 2013) oraz we wspomnieniach opublikowanych w styczniu 1930 r. na łamach „Głosu Tucholskiego”.
Tak na łamach „Głosu Tucholskiego” wspominał wydarzenia z 1919 r.: „Szczegółów poprzedzających przyłączenie Pomorza do Polski na samym Pomorzu nigdy sobie nie uświadomiono, gdyż przez rok przeszło po oswobodzeniu się Poznańskiego ówczesne Prusy Zachodnie były odcięte linią demarkacyjną od Poznańskiego, a granicą od reszty Polski. Gazety poznańskie nie dochodziły i wiadomości z «kraju» przesiąkały tylko «pantoflową pocztą», przemycana przez linię demarkacyjną ustnie, gdyż przewożenie listów wobec kontroli na granicy wcale nie było bezpieczne”. Jak zaznaczył, rok 1919 był dla Pomorza bardzo nerwowy, zwłaszcza, że przynależność państwowa była wielką niewiadomą, uzależnioną od toczących się rozmów pokojowych.
Leon Janta-Połczyński wyraźnie zaznaczył, że na terenie Pomorza również było przygotowywane powstanie zbrojne: „Po wybuchu powstania w Poznaniu, które w krótkim czasie wyparło Niemców aż pod Noteć, Komisariat Gdański zajął się przedewszystkiem przygotowaniem powstania również i na Pomorzu. Organizację powstańczą na terenie ówczesnych Prus Zachodnich miał sobie powierzoną p. dr. Kręcki z Gdańska. Praca organizacyjna objęła w krótkim czasie całe Pomorze tak, iż niebawem pogotowie powstańcze liczyło kilkanaście tysięcy karabinów. «Zdobycie» Bydgoszczy i Torunia było we wszystkich szczegółach przygotowane”.
Na podstawie pamiętnikarskich zapisków możemy odnieść wrażenie, że Leon Janta-Połczyński przypadkowo znalazł się w Poznaniu, kiedy przyjechała Komisja Międzysojusznicza. „Powstanie, które wybuchło w Poznańskiem, utrudniało ogromnie dojazd do Poznania, gdyż granica była strzeżona hermetycznie. Tym bardziej byłem ciekaw, co się tam dzieje i przekradłwszy się szczęśliwie, dowiedziałem się, że jest spodziewany przyjazd dużej delegacji z Wersalu mającej wytyczyć granice polsko-niemieckie. Dzięki temu, że dobrze znałem język francuski i za zgodą Rady Ludowej wnet się spoufaliłem z przewodniczącym francuskiej komisji, byłym ambasadorem w Petesburgu Noulensem”. Nieco inny obraz wyłania się z opublikowanych w prasie wspomnień. Otóż został on wydelegowany z ramienia Podkomisariatu Naczelnej Rady Ludowej w Gdańsku, jako przedstawiciel polskiej władzy politycznej na terytorium Prus Zachodnich, aby „wobec Komisji Międzynarodowej podnosić, utrzymać i obronić prawa Pomorza do przynależności do Polski”. Jego zadaniem było wytłumaczenie i przekonanie „Komisji, która o tych sprawach wcale pojęcia nie miała, że Prusy Zachodnie są krajem polskim. Zadanie to nawet mechanicznie było o tyle niełatwe, że w ówczesnym Poznaniu nie było komu polecić wypracowania chociażby historycznego szkicu o polskości Pomorza, że nie było wprost człowieka, działającego politycznie, któryby władał w piśmie językami zagranicznemi”.
Każde z mocarstw miało swój stosunek do odradzającego się państwa polskiego, dlatego zadanie Leona Janty-Połczyńskiego nie było łatwe. Musiał przekonać członków Komisji Międzysojuszniczej, że Prusy Zachodnie są zamieszkałe przez ludność bezsprzecznie polską, ale jednocześnie nie przedstawić argumentów przemawiających na niekorzyść Polski. Otóż, jak podkreślał w swych wspomnieniach „Anglia, a za nią Japonia – nie ukrywały się z niepewnością, czy Gdańsk w ręku polskim nie stanie się jakąś konkurencją dla Anglii i jej handlu eksportowego. Ze strony francuskiej szeptano, aby nie mówić nigdy o zamiarze eksportowania przez Gdańsk wyrobów manufaktury łódzkiej lub węgla, gdyż są to rezerwaty angielskie. Włochy były niepewne”.
Sprzymierzeńcem sprawy polskiej w Komisji okazał się profesor historii Robert Howard Lord ze Stanów Zjednoczonych, bliski współpracownik prezydenta Woodrowa Wilsona. Zagadnienia polskie nie były mu obce, skoro w latach 1908 - 1910 przebywał w Europie i prowadził kwerendę archiwalną do swojej pracy doktorskiej i jako jedyny uzyskał dostęp do rosyjskich źródeł archiwalnych. W 1910 r. obronił pracę doktorską pt. „Polityka austriacka i drugi rozbiór Polski” i rozpoczął pracę na Uniwersytecie Harvarda. W 1915 r. opublikował kolejną pracę pt. „Drugi rozbiór Polski. Studium historii dyplomatycznej”.
Wspominając swoje wystąpienie przed członkami Komisji, L. Janta-Połczyński podkreślił, że „zaczął od oświadczenia, że na Pomorzu 40.000 karabinów tylko czeka znaku do powstania. Było to o tyle ważnym argumentem dla Lord’a, że mu Wilson polecił, aby nie dopuścił do jednego niepotrzebnego strzału.” Komisja Międzysojusznicza oczekiwała od pomorskiego delegata dowodów, że „dzisiejsza ludność Pomorza jest polska”. Jak zaznaczył we wspomnieniach „nie przekonywało ich wszakże wybieranie przez ludność polskich posłów, gdyż według ich zdania do wykazania polskości kraju nie wystarcza polskość ciemnych i czarnych mas, lecz polskość kulturalna, wyrażająca się w organizacjach dających dowód podniesionego poziomu kulturalnego oraz stanowiących rękojmię, że kraj sam sobą będzie mógł rządzić”.
Zapewne istotny wpływ na ostateczną treść raportu Komisji Międzysojuszniczej miało spotkanie – o charakterze prywatnym – przedstawiciela Pomorza z amerykańskim delegatem w jego kwaterze w Poznaniu. Tak to opisał L. Janta-Połczyński w pamiętniku: „Kiedy do niego [R.H. Lorda] wszedłem, wlokąc całą bibliotekę książek, aż się przeraził ich groźną masą, lecz wnet mu wytłumaczyłem, ze to są druki, które naświetlają niemieckie tendencje wobec polskiej ludności. Przy takiej okazji muszą się zajmować tym, co my działamy, a wiedziałem, ze Niemcy naumyślnie przesadzają nasze powodzenia, żeby mieć więcej argumentów przeciw nam. Na drugi dzień Lord ujął mnie pod ramię i roześmiany powiedział, ze nigdy w życiu tak się nie ubawił jak tej nocy, czytając rozpaczliwe krzyki dławionych przez Polaków Niemców. […] W swoim sprawozdaniu Lord stwierdził przewagę żywiołu polskiego pod względem politycznym, a nie mniej społecznym i kulturalnym”. Ogromne znaczenie, w przedstawianiu argumentów przemawiających za polskością Pomorza miało dotychczasowe doświadczenie L. Janty-Połczyńskiego, który zakładał kółka rolnicze na ziemi pomorskiej, aktywnie działał w organizacjach spółdzielczych, a także wydawał polską prasę – „Kłosy” i „Gazeta Gdańska”.
Pomorski delegat, zanim wyjechał z Poznania, chciał poznać ostateczne stanowisko Komisji, które mógłby przedstawić gdańskiemu podkomisariatowi NRL. Jak wynika ze wspomnień, na plenarnym posiedzeniu został zapytany „czy zobowiązuje się powstrzymać powstanie w razie wylądowania wojsk generała Hallera”. Leon Janta-Połczyński miał odpowiedzieć: „powstanie z Hallerem, czy bez Hallera, automatycznie, wobec napięcia nerwów ludności, wybuchnie, jeżeli komisja nie przyzna Pomorza Polsce”. Przewodniczący Komisji Joseph Noulens pożegnał L. Jantę-Połczyńskiego słowami: „Powstanie w Prusach Zachodnich byłoby głupstwem, gdyż nie wyważa się otwartych drzwi”.
Leon Janta-Połczyński, spotykając się z delegatami mocarstw zachodnich i przedstawiając im argumenty przemawiające za polskością Pomorza, sprawił, że na mocy traktatu wersalskiego ziemie te zostały przyłączone do odrodzonej Polski.
Misja aliancka we Lwowie, luty 1919. Od lewej: Stanisław Wańkowicz, Robert Lord, gen. Joseph Barthelemy, gen. Tadeusz Rozwadowski, gen. Adrian Carton de Wiart, mjr Giuseppe Stabile, fot. https://pl.wikipedia.org/wiki/Komisja_Międzysojusznicza_dla_Polski
początek lutego 1919 r. W jednym z numerów „Dziennika Bydgoskiego” oraz „Pielgrzyma” napisano: „W tutejszym klasztorze Elżbietanek pomimo obecnych stosunków niemczyzna kwitnie. Główna siostra u chorych jest Niemką, znaną z niechęci do Polaków”. Według reportera, po nabożeństwie wigilijnym odprawionym w kaplicy przyklasztornej, siostry udały się do landrata na skargę. Ich oburzenie wywołało odśpiewanie – po raz pierwszy po polsku – kolędy „W żłobie leży”. W dalszej części artykułu napisano „Spodziewamy się, że Powiatowa Rada Ludowa zajmie się tą sprawą i zawezwie Polaków, z której klasztor żyje, do niedawania niczego dopóki nieprzychylne Polakom siostry nie zostaną usunięte i Polacy nie odzyskają swych praw”.
początek lutego 1919 r. pismo katolickie „Pielgrzym” informowało, że włamano się do składu piwa prowadzonego przez p. Gatza. Skradziono płaszcz, ubranie, dwa żakiety i cztery pary trzewików.
początek lutego 1919 r. Naczelna Rada Ludowa zamieściła w prasie ogłoszenie o zamiarze rozpoczęcia półrocznego kursu dla preparandów – kandydatów do seminariów nauczycielskich. „Młodzieńcy i panny, któreby się chciały poświęcić stanowi nauczycielskiemu, niechaj się zgłoszą do Powiatowej Rady Ludowej w Tucholi w biurze «Rolnika»”.
2 lutego 1919 r. w lokalu p. Jagły w Gostycynie odbyło się zebranie Towarzystwa Rzemieślników.
9 lutego 1919 r. w lokalu p. Höhnego w Suchej odbyło się zebranie Towarzystwa Ludowego.
11 lutego 1919 r. w „Pielgrzymie” poinformowano o kradzieży trzech młodych stadników z majątku w Kamienicy. Sprawcy mieli na sobie ubrania żołnierskie.